Profesor Narębski wciąż wdziewa na siebie swój podchorążacki mundur, który miał na sobie w czasie wojny.
Profesor Narębski wciąż wdziewa na siebie swój podchorążacki mundur, który miał na sobie w czasie wojny.
Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz
1741
BLOG

(XVII) Wojtek spod Monte Cassino

Bogdan Gancarz Bogdan Gancarz Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

 

Widząc go na krakowskiej ulicy, niewysokiego, szczupłego, wyglądającego co najwyżej na pięćdziesiąt kilka lat, trudno uwierzyć, że 14 kwietnia ukończył 88 wiosen. Trudno też w tym uśmiechniętym promiennie starszym panu, rozpoznać szacownego profesora, którego biografią można by obdzielić kilka osób.

 

W listopadzie 1942 r., jako siedemnastoletni żołnierz, meldował się w Palestynie u mjr. Antoniego Chełkowskiego, dowódcy 2. Kompanii Transportowej armii gen. Andersa. Przed namiotem majora zobaczył ze zdziwieniem uwiązanego niedźwiadka. – Był wówczas wielkości dużego psa – mówi prof. Wojciech Narębski, wybitny geochemik, w czasie wojny zaś więzień sowiecki a potem żołnierz gen. Andersa. – Jesteś Wojtek? To będziemy mieli w kompanii dwóch Wojtków, bo ten niedźwiedź tak się nazywa. Ty będziesz mały Wojtek, a on duży, powiedział mi dowódca –śmieje się profesor. – Odtąd, gdy ktoś u nas pytał o Wojtka, uściślano czy chodzi o małego czy dużego – dodaje. Niedźwiedź Wojtek stał się zaś nie tylko przyjacielem żołnierzy ale i symbolem kompanii przemianowanej na 22 Kompanię Zaopatrywania Artylerii. – Dlatego jego postać z pociskiem artyleryjskim w łapach znalazła się na naszej odznace – mówi profesor, wskazując na swój mundur. Narębski ma obecnie stopień majora. Wciąż jednak na uroczystości, na spotkania z młodzieżą, ubiera swój wojenny battle-dress z naszywkami kaprala podchorążego. -W tym mundurze wróciłem 65 lat temu do kraju. Trochę się już przeciera – mówi lekko zafrasowany. O niedźwiedziu Wojtku, który przeszedł z żołnierzami szlak bojowy, figurując w ewidencji oddziału jako „szeregowy Wojtek Miś”, a potem dożywał swych dni w ogrodzie zoologicznym w Edynburgu, gdzie zmarł w 1963 r., krążyły legendy. Napisano o nim kilka książek, nakręcono dwa filmy, narysowano komiks, teraz zaś buduje się pomnik. Narębski był konsultantem wszystkich tych przedsięwzięć. O „dużym” Wojtku opowiada też często młodzieży: jak bawił się z żołnierzami, jeździł na dźwigu, pomagał nosić im skrzynki z amunicją, płatał figle, np. wówczas gdy wystraszył na plaży młode Włoszki, chcąc się tylko wykąpać w morzu.

„Stypendysta” Stalina

Urodzony w 1925 r. Wojtek Narębski, gimnazjalista ze słynnego wileńskiego gimnazjum Zygmunta Augusta (uczyli się tam m.in. Czesław Miłosz i Tadeusz Konwicki) nie przypuszczał latem 1939 r., że już wkrótce przyjdzie mu zostać, jak to ujął jego ojciec, architekt miejski Wilna i wykładowca Uniwersytetu Stefana Batorego, „stypendystą” Stalina, ucząc się życia w sowieckich więzieniach. – Po zajęciu Wilna przez Sowietów we wrześniu 1939 r., włączyłem się do działalności konspiracyjnej. Od 1940 r. należałem do Związku Wolnych Polaków. Zadaniem młodzieży było kolportowanie gazetki „Za naszą i waszą wolność” – mówi prof. Narębski. W kwietniu 1941 r. nastąpiła wsypa i Wojtek, który ledwie co skończył 16 lat, został aresztowany. Siedział w osławionym więzieniu na Łukiszkach, potem zaś, już po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 r. został wywieziony do więzienia w rosyjskim mieście Gorkij. Przesiedział tam do września, gdy uwolniono go na podstawie amnestii po pakcie Sikorski-Majski. –Znalazłem się w sowchozie Darowskoje, gdzie głodowałem. Przebywający tu podoficerowie Wojska Polskiego namówili mnie na wspólną wędrówkę do tworzącej się armii gen. Andersa. Tak znalazłem się w słynnym Buzułuku – wspomina profesor. Niemal trzy miesiące leczył biegunkę w szpitalu. Przyszli żołnierze przybywali tu wynędzniali, w łachmanach. . Dobrze to oddaje napisana przez Feliksa Konarskiego „Ref-Rena”, autora wielu piosenek II Korpusu gen. Andersa piosenka „Coś Ty za jeden przyjacielu mój, że masz na sobie taki dziwny strój”, której profesor nauczył po latach polskie dzieci z Orenburga. Narębski znalazł się szczęśliwie w pierwszym transporcie podczas ewakuacji z Rosji Sowieckiej w 1942 r. Po strasznej podróży statkiem, gdy wielu wymęczonych biegunką żołnierzy marło lub wypadało za burtę, znalazł się w Persji, a wkrótce potem w Palestynie. Organizm miał wyniszczony chorobą, dlatego długo chorował. –Ważyłem wówczas zaledwie 42 kilogramy – wspomina. Dostał przydział do wspomnianej kompanii transportowej, z czasem zrobił „małą maturę”. W 1944 r. znalazł się we Włoszech. Wraz z innymi jednostkami II Korpusu gen. Andersa przeszedł cały szlak bojowy.

Pod Monte Cassino.

-Nigdy nie mówię, że walczyłem w bitwie pod Monte Cassino. Mówię, że byłem jej uczestnikiem. Bo walczyli Ci, którzy mieli broń w reku – mówi skromnie Narębski. Życie żołnierzy transportujących ciężarówkami skrzynie z pociskami artyleryjskimi kalibru 140 mm było jednak co dzień narażone niemniej niż tych, którzy walczyli z karabinem w ręku. Jazda wielkimi samochodami FWD wypełnionymi czterotonowym ładunkiem po wąskich górskich jednokierunkowych drogach była niebezpieczna. Transporty ostrzeliwali Niemcy. Trafienie samochodu wypełnionego amunicją było wyrokiem śmierci na transportujących. Aby uniknąć niebezpieczeństwa, transporty szły często nocami, przy zgaszonych światłach, co z kolei groziło zjazdem z drogi i spadnięciem w dół. –Dlatego zdarzało się, że któryś z nas szedł pieszo przed samochodem z białym ręcznikiem na karku, aby kierujący mógł widzieć gdzie jest droga – mówi Narębski. Gdy napomykam, że doświadczenia kierowcy w ekstremalnych warunkach wojennych przydały mu się zapewne w licznych podróżach powojennych, wybucha śmiechem. –Panie! Ja po wojnie nie siadłem już za kierownicę. nawet prawa jazdy nie mam. Woziła mnie zawsze nieżyjąca już żona, teraz zaś zięć – mówi rozbawiony.

Po zakończeniu wojny, 20. letni kapral podchorąży Narębski zapisał się na kursy licealne. –Gen. Anders bardzo dbał, by jego żołnierze zdobywali wykształcenie. Z nim samym zaś spotkałem się kilka razy, gdy idąc przed wyprężonymi w szeregu żołnierzami, uważnie lustrował wzrokiem każdego z nas – wspomina profesor. Maturę zdał ostatecznie w 1946 r. w Anglii. Latem następnego roku wrócił do Polski. Rodzina szczęśliwie ocalała mimo, że ojciec był aresztowany przez Sowietów, siostrę Barbarę zesłali do łagru, zaś brat Juliusz walczył w szeregach AK. Wszyscy z czasem znaleźli się w Toruniu, gdzie ojciec Stefan został dziekanem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. –Brat napisał mi w liście, że miejsce Polaka jest nad Wisłą. Dlatego wróciłem – mówi Narębski. W Toruniu skończył studia chemiczne.

Chce być użyteczny

W 1953 r. przyjechał do Krakowa. Zaczął się z wielkim powodzeniem zajmować naukowo geochemią i petrologią. – To dziedziny nauki, które stosując badania chemiczne i fizyczne starają się poznać genezę poszczególnych skał i minerałów – mówi profesor. Formalnie był wprawdzie pracownikiem Muzeum Ziemi Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, ale faktycznie pracował w Krakowie, w Instytucie Nauk Geologicznych UJ. Zajmował się szczególnie skałami pochodzenia wulkanicznego w Polsce i innych miejscach świata. Na prośbę swego przyjaciela, znanego badacza geologii Spitsbergenu i Antarktydy prof. Krzysztofa Birkenmajera prowadził badania na Spitsbergenie. Badał także skały wulkaniczne z Wyspy Króla Jerzego (choć sam tam nie dotarł). Wdzięczny Birkenmajer nazwał jego nazwiskiem jeden z bazaltowych przylądków na tej wyspie, dokonania naukowe uhonorowano zaś wyborem w skład Polskiej Akademii Umiejętności. Drogę naukową wybrała również jego żona Leokadia, która była chemikiem, siostra Barbara, docent grafiki na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, brat Juliusz, profesor neurofizjologii, specjalista od snu.

Gdy rozmawiamy w jego krakowskim mieszkaniu, wypełnionym pamiątkami długiego i owocnego żywota, telefon dzwoni co chwilę. To harcerze ze Skawiny przypominają o spotkaniu (do harcerstwa wstąpił w 1937 r.), to kolejna szkoła upomina się o wizytę i opowieść o armii gen. Andersa i niedźwiedziu Wojtku, to sekretariat Polskiej Akademii Umiejętności informuje o posiedzeniu komisji, w której profesor uczestniczy, to melduje się sztab krakowskiego 2 Korpusu Zmechanizowanego kontynuującego tradycję II Korpusu gen. Andersa, to młody doktorant nieśmiało przypomina, że profesor obiecał mu przejrzeć angielszczyznę jego artykułu naukowego. Ten zaś zaraz siada do komputera i odpowiada na listy – Z internetem jestem za pan brat. Staram się być wciąż użyteczny. Wzorem był dla mnie ojciec, który był wielkim społecznikiem – mówi Narębski. W przedpokoju czeka w pogotowiu waliza podróżna. Uśmiechnięty profesor, który mimo wielu naukowych dostojeństw wciąż pozostał „małym Wojtkiem”, meldującym się 70 lat temu do służby żołnierskiej u majora Chełkowskiego i dziwiącym się, co robi tam brunatny „duży Wojtek”, wciąż jest gotowy do drogi i niezmordowany. W listopadzie 2011 r. był i w Rosji, na obchodach rocznicy powstania w 1941 r. armii gen. Andersa i w Londynie na premierze polsko-angielskiego filmu „Wojtek, niedźwiedź który poszedł na wojnę” i wreszcie w Żaganiu, gdzie jako jedyny żyjący w Polsce żołnierz 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii II Korpusu, przekazywał formalnie uczniom klas wojskowych miejscowego liceum, nazwę i tradycje tej jednostki. –Wiesław Lasocki napisał uroczą książkę o naszym niedźwiedziu pt. „Wojtek spod Monte Cassino”. I mnie tak czasem nazywają – uśmiecha się.

 

 

W krakowskim Parku Jordana stanie pomnik misia Wojtka. Uchwałę o wzniesieniu pomnika podjęła 24 kwietnia 2013 r. Rada Miasta Krakowa. 180. centymetrowa postać Wojtka zostanie odlana z brązu i stanie na rozwidleniu alejki prowadzącej do Galerii Wielkich Polaków. Autor rzeźby zostanie wyłoniony w konkursie.

 Inicjatorem wzniesienia pomnika niedźwiedziowi, który jest symbolem przyjaźni ludzi i zwierząt, który w czasie II wojny był towarzyszem broni naszych żołnierzy, jest Kazimierz Cholewa, prezes Towarzystwa Parku im dr. Henryka Jordana w Krakowie.

 

 

Tekst ukazał się na łamach krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”

 

 

Zobacz galerię zdjęć:

Młody imiennik i towarzysz broni Wojciecha Narębskiego - miś Wojtek.
Młody imiennik i towarzysz broni Wojciecha Narębskiego - miś Wojtek. Miś Wojtek lubił piękne kobiety. Miś Wojtek nie stronił od kąpieli morskich.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura